Dwie kreski na teście, wysoka "beta" w badaniu krwi, czy wreszcie bijące serduszko na monitorze podczas badania USG. Czy dla większości z nas nie są to najpiękniejsze chwile w życiu? A potem? Czas oczekiwania, przygotowywania się na przyjście na świat naszego wymarzonego maluszka. Czytamy mądre książki, przetrząsamy Internet w poszukiwaniu informacji o tym i o owym, słuchamy mądrych (i tych niekoniecznie) porad "krewnych i znajomych królika". Mniej więcej wiemy czego oczekiwać i jak będą wyglądały następne miesiące. Możemy spokojnie cieszyć się ciążą i oczekiwaniem na dziecko. W końcu, mamy jeszcze dużo czasu. Z tym właśnie, że nie zawsze. Bo oto nagle dzieje się coś, czego nie planowałyśmy. Pojawiają się komplikacje, by ostatecznie doprowadzić do przedwczesnego porodu. I tak oto, często bez wcześniejszego ostrzeżenia, nagle zostajemy mamami. No i wtedy się zaczyna...
Już sam poród, tak przecież odmienny od tego, co miało się wydarzyć, co planowałyśmy, jest nie tylko wielkim zaskoczeniem, ale wręcz wydarzeniem przerażającym. Dzieje się tak zarówno u kobiet, których ciąża przebiegała prawidłowo, jak i u tych, u których problemy pojawiły się już wcześniej, a ich ciąża była zagrożona. Tak podobno działa nasza kobieca psychika - wciąż mamy nadzieję, że wszystko będzie dobrze i akurat nas nic złego nie spotka.
Porodowi, prócz typowych dolegliwości bólowych, towarzyszą szok, strach i niedowierzanie. Kiedy jest już po wszystkim, istota, która w nas rosła i nadal rosnąć powinna, zostaje zabrana przez lekarzy i pielęgniarki, a my zostajemy same, przerażone i jakby puste. Oczywiście, mamy przy sobie mężów, partnerów, rodzinę, ale tej najważniejszej istoty nie możemy jeszcze wziąć w ramiona, co więcej, nie wiemy nawet kiedy to nastąpi.
Bardzo często zdarza się, że lądujemy na salach poporodowych z matkami dzieci urodzonych o czasie. I to jest nasza kolejna mała tragedia. W koło nas pojawiają się ludzie cieszący się nowonarodzonymi pociechami, mamusie mają przy sobie swoje maleństwa, pojawiają się łzy radości. A u nas? U nas też pojawiają się łzy. Ale są to raczej łzy wywołane lękiem i bezsilnością.
Jeśli nasz stan jest dobry, możemy rozpocząć "wycieczki" na oddział noworodkowy, by być przy naszych maluszkach. To kolejny ciężki moment, gdy widzi się swoje wymarzone dziecko w inkubatorze, z całą masą rurek i pikających urządzeń monitorujących parametry życiowe. Bardzo często, obok bezsilności pojawia się wtedy poczucie porażki. "Co ze mnie za matka? Przecież miałam tylko jedno zadanie - donosić ciążę i urodzić zdrowe dziecko. Jak mam sobie radzić dalej, skoro zawiodłam już na samym początku?"
Bardzo ważne, by w tych chwilach mieć przy sobie bliskie osoby, które będą nas wspierały swoją obecnością i dobrym słowem. Warto też porozmawiać z kimś, kto zna się na rzeczy, np. ze szpitalnym psychologiem. Niektóre szpitale same oferują pacjentkom takie spotkania. Warto z nich skorzystać. Jeśli jednak nie mamy takiej możliwości, są inne miejsca, gdzie możemy znaleźć pomoc. Jednym z nich jest Fundacja Wcześniak Rodzice-Rodzicom. Powstała ona, by zapewnić wsparcie rodzicom dzieci urodzonych przed 36 tygodniem ciąży. Można znaleźć też specjalne grupy wsparcia, także wirtualne. Wiedza, że nie jesteśmy same, że ktoś inny ma podobne problemy i obawy, że wie przez co przechodzimy, a czasem potrafi podpowiedzieć jak lepiej sobie z tą sytuacją radzić, daje naprawdę dużo.
Stopniowo, stan naszego maleństwa się poprawia, ale nie oznacza to, że kończą się nasze problemy. Bo, o ile możemy odetchnąć z ulgą, że najgorsze już za nami, a życiu dzieci nie zagraża już bezpośrednie niebezpieczeństwo, o tyle mogą pojawić się nowe uczucia, jak choćby złość. Złość na sytuację. Dlaczego moim dzieckiem opiekują się inni? Dlaczego nie mogę tego robić sama? Dlaczego, dlaczego, dlaczego? A gdy nagle nadchodzi ten dzień, gdy inkubator nie jest już potrzebny, czy nawet, gdy wracamy w końcu razem do domu, wtedy przychodzi strach. Czy sobie poradzę z opieką nad wcześniakiem? Wcześniej mogłyśmy liczyć na fachową pomoc w szpitalu, teraz jesteśmy zdane same na siebie. Także i w tym momencie, niezwykle istotna jest pomoc i wsparcie najbliższych. Im będziemy spokojniejsze, tym łatwiej uda nam się przystosować do nowej sytuacji, odnaleźć w nowej roli i z podniesioną głową stawić czoła nowym wyzwaniom.
Matko wcześniaka, nie bój się mówić o swoich uczuciach, lękach, niepokojach. Masz prawo do tych uczuć tak samo, jak masz prawo do otrzymania wsparcia. I wiesz co? Głowa do góry! Na pewno dasz sobie radę. W końcu, masz się dla kogo starać!
Przeczytaj również:
Przyczyny porodów przedwczesnych >>>
Zdjęcie: Fotolia fot by © Steve Lovegrove
Jestem pracującą mamą trzech synów i zarazem trzech wcześniaków - Marcela, Maćka i Mateusza, uwielbiam nowe wyzwania, zwłaszcza takie, które pozwalają mi się rozwijać i zdobywać nowe umiejętności. Potrafię szare i nudne zamienić w coś świeżego, uwielbiam wszystko, co kreatywne. Staram się wychowywać dzieci w duchu bliskości, jestem fanką chust i pieluch wielorazowych. Prowadzę blog KreacjoWariacje.pl