Z radością, zapakowani po dach (wózek, łóżeczko, lodówka turystyczna, taczka dla żaczka, ciuszki i wiele innych koniecznych i niezbędnych rzeczy) wyruszyliśmy na utęsknione wakacje w ukochanym Świnoujściu.
Wyjazd jak zwykle opóźnił się o małe 3 godzinki, więc rozpoczynamy podróż od wjazdu na „tanią” autostradę i obiadu w KFC. Z zadowoleniem stwierdzamy, iż stan dróg na naszej trasie jest rewelacyjny, więc teleportujemy się w zaledwie 7 godzin (550 kilometrów), co dla naszej rodzinki jest rekordem świata.
O poranku rozpakowani, zrelaksowani i gotowi do plażowania wyglądamy za okno, a tu niespodzianka…pada DESZCZ. Postanawiamy więc wyruszyć na zakupy i przegląd „starych katów”. Tatuś z radością stwierdza, że ulubiona smażalnia i jej właściciel są. Pipi i Tutuś zjadają lody w najlepszej na wybrzeżu lodziarni, a co najważniejsze, mama odwiedza ukochaną kawiarenkę Keja i właścicielkę robiąca najlepszą kawę pod słońcem (choć nie jest to dobra rekomendacja tego lata). Tak miną drugi dzień naszych wakacji.
Kolejne dni, ku naszej radości, upływają we względnie słonecznej aurze. Bałtyk szumi radośnie zapraszając do kąpieli. Choć woda ma zaledwie 17˚C wszyscy z radością wskakujemy w fale, pluskając się do siności ust. Potem wygrzewamy nasze ciałka w słońcu, troszkę grzebiemy w piaseczku i śpimy - i tak cały boży dzień.
Po pięknych, słonecznych dniach nastał czas …. DESZCZU więc aktywna rodzinka M4 wyruszyła na podbój niemieckich basenów termalnych w miejscowości Heringsdorf. Ręce na kierownicę, euro w kieszeń, plecak ze sprzętem nurkowym i prowiantem na plecy, i w drogę.
Po pokonaniu olbrzymiej kolejki weszliśmy do RAJU. Cieplutka woda (32˚C) w basenach, olbrzymie jacuzzi z solanką, sauny parowe, basenik dla małych dzieci, i zoo wodne ze zjeżdżalnią dla nieco większych milusińskich - to wszystko przez cały dzień, dla całej czteroosobowej rodziny, za jedyne 25 euro (z parkingiem).
Lipcopadowej aury ciąg dalszy więc wskakujemy rano w auto i „wio” na baseny. Dziś rozpoczynamy intensywny kurs nurko-pływania z użyciem maski, rurki i płetw. Pierwsze próby Pipiego i Tutusia należy uznać za wysoce zadowalające. Nasze małe ryki pluskają w średnim basenie „jak ta lala”. Rodzice również mimo cieniutkiej kondycji dają radę. Po 9 godzinach na basenach wracany mile zmęczeni i wskakujemy w pielesze, zasypiając w locie.
Po pięknych, mokrych, pobasenowych snach wstajemy i z radością stwierdzamy … NIE PADA ale i NIE ŚWIECI. Jest to więc idealny czas na wycieczkę do latarni morskiej i fortu Gerarda – w drogę.
Jesteśmy po latarnią i z odwagą podejmujemy wyzwanie pokonania blisko 300 schodów prowadzących na samą górę, skąd rozciąga się przepiękna panorama Świnoujścia. Rodzice ledwo, ledwo ale dzieciaki bez mała wbiegają na samą górę (Tutusiowi troszkę pomogła mama). Tak wielki wysiłek wymaga posiłku – po zejściu szybkie zapiekanki i marsz do fortu Gerarda.
Olbrzymie armaty, mundury, broń i sprzęty z XIX i XX wieku oraz labirynty fortu zrobiły na nas olbrzymie wrażenie. W Świnoujściu są jeszcze dwa forty – na pewno je odwiedzimy.
….. nadal PADA ale tylko trochę. Jemy pyszne i długie śniadanie, trwające tyle aby przestał padać deszcz. Po wczorajszych przeżyciach militarnych chłopcy autorytarnie żądają wycieczki do kolejnego fortu – wybieramy Fort Anioła. Mała warownia z metalową nadbudową, wykonaną przez Rosjan po II Wojnie Światowej, nie spełniła oczekiwań chłopaków ale zauroczyła mamę. W Forcie Anioła jest przemiła, klimatyczna kafeteria z galerą sztuki. Wśród prace wykonanych różny metodami w szkle, mama znajduje przepięknego, granatowego, szklanego anioła. Choć jest to zapewne 100 anioł w kolekcji mamy, oczywiście jedzie z nami do domu.
Niespełnione oczekiwania Panów muszą zostać zaspokojone, idziemy więc dalej i odwiedzamy trzeci świnoujski fort. Fort Zachodni okazuje się być najlepiej zachowanym obiektem z bardzo ciekawymi eksponatami. Naszym odkryciem było tu czteropiętrowe stanowisko dowodzenia wybudowane przez Niemców podczas II Wojny Światowej. Ściany budynku stały się obecnie ścianką wspinaczkową, licznie odwiedzaną przez amatorów tego sportu.
NIE PADA - co oznacza radość kąpieli morskiej i słonecznej. Biegniemy na plaże mając w perspektywie radosne lenistwo, ale na drodze stają nam atrakcje - aż żal nie skorzystać. Pipi (4,5 roku) jako najodważniejszy szkrab na świecie, wpina się w szelki i lata na linkach, mocno odbijając się od wielkiej trampoliny – frajda ogromna i niezapomniana. Po „locie nad kukułczym gniazdem” szukamy skrawka piasku, by wykopać mały grajdołek i… hop do morza. Choć dziś jest bardzo ciepło to kąpiel w 17˚C męczy nas okropnie, powodując olbrzymią senność – jak miło pospać na plaży. Kolejny piękny dzień kończymy ogromnymi porcjami frytek w ukochanej restauracji cioci Izy i Wuja Olafa „Oranżeria”.
Po dwóch dniach błogiego, plażowego lenistwa – znów pada.
W Świnoujściu to jednak żadna przeszkoda dla chcących aktywnie wypocząć – co robimy - euro w kieszeń, sprzęt nurkowy na plecy, do samochodu i na baseny.
Dziś jest najpiękniejszy dzień - Pipi nauczył się pływać. Pływa z maska, rurką i płetwami, bez płetw w masce i z rurką, w samej masce i bez niej – czyli na wszystkie możliwe sposoby. Duma nas rozpiera ale to nie koniec. Mało nie pękliśmy, z dumy oczywiście, gdy nasz 2,5 letni Tutuś, założywszy maskę brata, zaczął sam nurkować i wyławiać z dna baseniku swoje skarby.
Z radością informujemy, iż w dniu dzisiejszym środowisko wodne stała się ulubionym miejscem życia dla całej rodzinki M4, ale sukces bardzo męczy.
Poprzednie dni, z racji panującej deszczowej aury, spędziliśmy na basenie szlifując umiejętności pływackie chłopców, ćwiczone jeszcze przed wyjazdem, w dużym pokoju naszego mieszkania. Pipi w szybkim tempie rozwiną zdolność pływania z płetwami, co spowodowało zadyszkę próbujących go dogonić rodziców.
Dziś wracamy. Pakowanie okazało się trudniejsze, iż planowaliśmy, a więc jak zwykle opóźnienie wynosi 2 godziny. Nie przeszkadza nam to jednak pożegnać się z morzem.
Już tradycyjnie wrzucamy po złotówce do Bałtyku, by wrócić tu za rok. Biegniemy do wędzarni kupić ulubione rybki. Ostatnim elementem naszej świeckiej tradycji wyjazdowej jest szarlotka na ciepło z lodami i pyszna kawa w Kei. Tak kończymy długo oczekiwane i szybko minione wakacje rodziny M4.
Dla naszej rodziny Świnoujście to miasto cudów. To tu Tutuś zaczął chodzić, a w tym roku pożegnał pampersa i stał się nurkiem. To tu Pipi zaczął mówić, a w tym roku nauczył się pływać, nurkować i „latać”. To tu jest piękna plaża, a jeśli pada zawsze jest co robić.
Zapraszamy do Świnoujścia – może i dla Was będzie to miasto cudów.
Autor: M_cztery
Artykuł "Lipcopad nad Bałtykiem" ·został nagrodzony w konkursie "Podróżowanie jest fajne".
Zdjęcia: M_cztery