Data modyfikacji:

Adopcja - jak to wygląda "od środka" [wywiad]

Autor: Katarzyna Moryc

Adopcja nie jest tematem lekkim, łatwym i przyjemnym. Ale z pewnością jest tematem ważnym. Zarówno z punktu widzenia dzieci, jak i dorosłych. Dlaczego tak jest i dlaczego w ogóle ludzie decydują się na adopcję? Czy adoptowanie dziecka czyni z nich bohaterów, czy męczenników? O tym wszystkim rozmawiamy z Karoliną, mamą adoptowanego Bąbelka i autorką bloga Nasze Bąbelkowo

 

Karolina i Bąbelek z bloga naszebabelkowo.pl

 

Adopcja – czego się boimy?

 

Karolina: Te stereotypy narastały w naszym społeczeństwie przez lata – a najśmieszniejsze jest to, że najczęściej tworzą je osoby, które z adopcją nigdy nie miały do czynienia i nie mają o niej nawet bladego pojęcia. Moim zdaniem wynika to z tego, że chyba zbyt mocno przeceniamy swoje geny – i uważamy je za "niczym nieskażone" oraz będące gwarancją wychowawczych sukcesów. A tak naprawdę to, jakim człowiekiem stanie się w przyszłości dziecko, zależy od całego szeregu najróżniejszych czynników – i wprawdzie geny również odgrywają tutaj istotną rolę, ale raczej nie stawiałabym ich na pierwszym miejscu, ponieważ może być to bardzo krzywdzące. Choroby, czy problemy wychowawcze występują przecież, zarówno w rodzinach biologicznych, jak i adopcyjnych – również w tak zwanych „dobrych domach” – więc to absolutnie nie fakt adopcji o tym przesądza.

Karolina: Na swojej adopcyjnej drodze mieliśmy do czynienia z całym wachlarzem bardzo zróżnicowanych reakcji. Najczęściej są one pozytywne – aczkolwiek kilka razy spotkaliśmy się też ze zdziwieniem, że zgłosiliśmy się do ośrodka adopcyjnego w takim młodym wieku (ja miałam wówczas 26 lat, a mój mąż – 27). Ludzie często podziwiają nas i traktują jak jakichś bohaterów, którzy dokonali nie wiadomo jak heroicznego i odważnego czynu. W takich sytuacjach zawsze staramy się wytłumaczyć im, że w adopcji nie ma absolutnie żadnego heroizmu – i że jest to po prostu spełnianie swoich marzeń o rodzicielstwie.

Zdarzają się też osoby, które wyraźnie nam współczują – co z kolei mnie strasznie dziwi, bo powiększenie się rodziny o nowego małego członka to raczej powód do radości. Na palcach jednej ręki mogę policzyć sąsiadów czy znajomych, którzy po prostu i najzwyczajniej w świecie nam pogratulowali – tak jak robi się to przeważnie w stosunku do rodziców biologicznych po narodzinach dziecka. Od niektórych usłyszałam natomiast "nie martw się, jeszcze będziecie mieli swoje" – podczas gdy ja się absolutnie nie martwię i w związku z adopcją towarzyszą mi wyłącznie dobre, pozytywne emocje. Powiem więcej – gdybyśmy mogli cofnąć się kilka lat wstecz to przekroczylibyśmy próg ośrodka adopcyjnego jeszcze szybciej, zupełnie pomijając  wcześniejsze leczenie i wizyty w kolejnych lekarskich gabinetach.

Karolina: Nie wyobrażam sobie innej sytuacji. Dla dziecka taka informacja jest bardzo ważna z psychologicznego punktu widzenia – ponieważ to na niej opiera się budowanie własnej tożsamości. Nasz synek ma obecnie dopiero trzy latka – ale już od dłuższego czasu opowiadamy mu o tym, że był w brzuszku u innej mamy i że to ona go urodziła. Nie chcemy, żeby kiedyś dowiedział się tego od jakichś postronnych, przypadkowych osób – dlatego nie zamierzamy tego przed nim ukrywać i budować naszych wzajemnych relacji na kłamstwie czy niedomówieniach. Adopcja nie jest dla nas żadnym tematem tabu – i tak samo otwarcie rozmawiamy o niej z synkiem, jak i z innymi osobami w naszym otoczeniu.

Karolina: Mój teść początkowo był nastawiony do adopcji dziecka dosyć sceptycznie – i nawet próbował odwieść nas od tej decyzji. Dwa dni przed odebraniem synka z placówki nagle stanął pod naszymi drzwiami ze skrzynką narzędziową w dłoni – i zaoferował, że pomoże nam składać łóżeczko i inne mebelki do dziecięcego pokoju :) Aktualnie świata poza wnukiem nie widzi – podobnie zresztą, jak pozostali członkowie naszej familii. Moja babcia do tej pory za każdym razem płacze na widok Bąbelka i wciąż powtarza nam, jak bardzo się za nim stęskniła – nawet w sytuacji, kiedy ich ostatnie spotkanie miało miejsce dosłownie dzień wcześniej :) Nie przesadzę ani trochę jeśli powiem, że Junior jest oczkiem w głowie całej naszej rodziny.

Karolina: Mój mąż rzeczywiście potrzebował nieco więcej czasu, żeby zdecydować się na wizytę w ośrodku – ale też nie trwało to jakoś bardzo długo i w zasadzie już po dwóch, czy trzech miesiącach od naszej rozmowy na ten temat mieliśmy za sobą pierwsze, informacyjne spotkanie. Do tej pory wciąż powtarza, że aż nie może uwierzyć w to, jak naturalnie przyszło mu nawiązanie relacji z synkiem. Od samego początku chętnie mi przy nim pomagał, wstawał razem ze mną w nocy na karmienia, kąpał Bąbelka w wanience i bardzo aktywnie uczestniczył w jego pielęgnacji oraz wychowaniu. Uwielbiam obserwować z boku ich wspólne zabawy – i przysłuchiwać się wszelkim rozmowom na „męskie tematy”. ;)

Karolina: Trudno określić to jednoznacznie – ponieważ wszystko zależy od ośrodka adopcyjnego. Akurat w naszym ośrodku czas oczekiwania nie był zbyt długi – rok czasu czekaliśmy na samo rozpoczęcie kursu, a kolejny rok na telefon z "propozycją" dziecka. Niemniej jednak wiem, że w niektórych miastach czeka się zdecydowanie dłużej – i czasami trwa to nawet 3, czy 4 lata.

Karolina: Niektórym ludziom wydaje się pewnie, że adopcja polega na tym, iż jedziemy z urzędnikami do domu dziecka, wchodzimy na salę i wskazujemy palcem maluszka, którego pragniemy do siebie przyjąć. To nie tak! Podczas indywidualnych spotkań z psychologiem w ośrodku adopcyjnym kandydaci na rodziców mogą określić jakieś ogólne "kryteria" , jakimi postanowili się kierować. Można wstępnie i niezobowiązująco podać płeć oraz wiek dziecka, na jakie się czeka – jednak z doświadczeń naszych znajomych rodziców adopcyjnych wynika, że bardzo często te początkowo deklaracje ulegają zmianie. My akurat oczekiwaliśmy na dziecko do trzeciego roku życia – natomiast zadzwoniono do nas z propozycją trzymiesięcznego maleństwa. Znamy też ludzi, którzy absolutnie nie dopuszczali do siebie myśli o przysposobieniu więcej, niż jednego dziecka – a w tej chwili są rodzicami trzyosobowej gromadki. :)

Karolina: Podobnie jak wyżej, jest to uzależnione  od ośrodka  i wielu różnych  czynników.  Jednak "standardowo" szkolenie dla przyszłych  rodziców trwa około  trzech miesięcy.  Warsztaty w grupach odbywają  się raz w tygodniu i trwają jakieś 3-4 godziny. W międzyczasie jesteśmy  też  zapraszani na dodatkowe indywidualne rozmowy z pedagogiem i psychologiem oraz testy psychologiczne, gromadzimy wszystkie potrzebne dokumenty i gościmy pracowników ośrodka  na wywiadzie środowiskowym u siebie w domu. W naszym ośrodku poza tymi procedurami byliśmy  wszyscy zobowiązani  również  do odbycia weekendowych "dialogów", mających na celu wzmocnienie naszych więzi  i relacji małżeńskich. Po jakichś dwóch tygodniach od zakończenia kursu otrzymaliśmy kwalifikację – i wtedy pozostawało nam już "tylko" oczekiwanie na TEN telefon (co ja osobiście uważam za najtrudniejszy etap – ponieważ nic się na nim nie dzieje i człowiek trwa w pewnego rodzaju zawieszeniu).

Karolina: Na szczęście  jest coraz więcej  literatury na ten temat – sama jakiś czas temu przygotowałam dla czytelników swojego bloga zestawienie przydatnych książek i filmów o adopcji. Jednak osobiście  polecam też zadawanie pytań  na forach internetowych dotyczących  adopcji oraz w dedykowanych jej grupach na Facebooku. To właśnie  tam można  uzyskać najwięcej  informacji "z pierwszej ręki " - od rodziców , którzy  już  mają  wszystkie procedury za sobą.  Ja również  dzielę  się  własnymi  doświadczeniami w zakładce  "oswajamy adopcję " na swojej stronie - i bardzo chętnie odpowiadam na prywatne wiadomości  mailowe od osób, które są na początku tej drogi i czują się na niej nieco zagubione. Jeżeli natomiast ktoś potrzebuje kompleksowych informacji na temat tego, jak przebiega procedura w konkretnym ośrodku w danym mieście – to najprościej zadzwonić do niego i umówić się na pierwsze, informacyjne spotkanie.

Karolina: Chyba tylko to, o czym wspomniałam już wcześniej - to znaczy, nie traciłabym tych dwóch lat na leczenie i zgłosiłabym się  z mężem  do ośrodka  jeszcze szybciej. Choć  z drugiej strony - tak widocznie miało być, bo dzięki temu nasza decyzja była jeszcze bardziej świadoma i jeszcze lepiej przemyślana. 

Karolina: Oczywiście, że  tak! :) Gdybyśmy stanęli przed takim dylematem po raz drugi, dokonalibyśmy identycznego wyboru. Nie wyobrażamy sobie życia  bez naszego synka - i to że został adoptowany czyni go dla nas jeszcze bardziej wyjątkowym, wyczekanym i kochanym :)

 

 

 

 

Jeśli zainspirowała Was rozmowa z Karoliną, podzielcie się swoim doświadczeniami lub przemyśleniami w komentarzach lub na forum. 

 

Zdjęcie: www.naszebabelkowo.pl


Autor

Katarzyna Moryc

Jestem pracującą mamą trzech synów i zarazem trzech wcześniaków - Marcela, Maćka i Mateusza, uwielbiam nowe wyzwania, zwłaszcza takie, które pozwalają mi się rozwijać i zdobywać nowe umiejętności. Potrafię szare i nudne zamienić w coś świeżego, uwielbiam wszystko, co kreatywne. Staram się wychowywać dzieci w duchu bliskości, jestem fanką chust i pieluch wielorazowych. Prowadzę blog KreacjoWariacje.pl

Komentarze
20-01-2021
Ocena:
Świetny wywiad. To bardzo cenne żeby znać tę sprawę od środka. U nas okazało się, że nie mogę mieć dzieci, więc zdecydowaliśmy się dać dom dziecku, które nie miało tyle szczęścia w życiu... Przerażają nas te wszystkie procedury, ale staramy się być wyrozumiali i nasza prawniczka Maryla Mikołajewska dużo pomaga w rozeznaniu się w procedurach
12-09-2020
Ocena:
@Marzena Fas to oczywiscie ogromny problem, ale najczęściej historia dziecka nie stanowi tajemnicy a ośrodki tej prawdy nie ukrywają. Poza Fas i konsekwencjami brania narkotyków lub leków, wszystkie inne choroby mogą być albo wyleczone miłością (jak np choroba sieroca - miałam wiec wiem czy opozniony rozwoj wynikakacy z zaniedbania) albo mogą się pojawić również u biologocznego potomstwa.@Ada, Twoja filozofia jest raczej efektem ograniczonej swiadomosci czym powinna być zdrowa adopcja. Powinna być efektem egoizmu rodziców (czytaj my chcemy mieć adoptowane dziecko a nie altruistyczna "ojej tyle dzieci jest w domach dziecka dajmy komuś dom"). Powód jest prosty o wlasne szczęście jesteśmy w stanie walczyć jak lwy o cudze mniej, czyli ktoś kto napotyka problemy wychowawcze nie podda się gdy adoptował bo chciał mieć dziecko właśnie z adopcji a latwiej zrezygnuje gdy robił dziecku "przysługę" (chcialem pomoc no ale jesli on/ona nie chce to juz nic nie poradze).Kolejna kwestia to domy dziecka przepelnione są nie maluszkami tylko starszymi dziecmi i maluszkami, ale nie do adopcji czytaj rodzice z ograniczonymi prawami rodzicielskimi itp.Tu bylo tez wspomniane ze rodzice bohaterzy. Jak mi znajomi mowili, ze moja mama jest niesamowita bo mnie chciala, to mam ochote powiedziec, zeby najpierw spojrzeli w lustro, bo swojej powinni podziekowac bardziej...Kazdy rodzic wychowujacy dziecko jest bohaterem, część wlasnego wyboru, czesc przypadku, ale jest w tym hipokryzja ze drwimy z tych, ktorzy wpadli, ale podziwiamy tych, ktorzy ta decyzje maja naprawde dobrze przemyslana.Na koniec rzecz najwazniejsza, adopcja to tez metoda skad sie biora dzieci. Bardziej biurokratyczna mniej romantyczna, nie trzeba tej decyzji rozumieć, nie wolno podejmować wbrew sobie, ale jedno warto wiedzieć... wszelkie traktowanie inaczej jest formą dyskryminacji również "ale jesteście odważni " (choć niektorzy mają taki charakter, ze masz ochote odp, nie nie to Was podziwiamy, ze sie decydujecie na wlasne).
13-09-2017
Ocena:
W wywiadzie nie poruszono ważnej kwestii - obawy nie o geny biologicznych rodziców ale ich postępowanie. Mam na myśli np. syndrom FAS. Rzadko zdarza się by dzieci oddawane do adopcji nie pochodziły ze środowisk patologicznych; często od matek obarczonych chorobą alkoholową. Dzieci po ciężkich przejściach we wczesnym wieku lub już podczas rozwoju prenatalnego nie reagują na "zwykłe" metody wychowawcze. Myślę, że wiele potencjalnych rodziców po prostu boi się, że nie da rady wychować takiego dziecka. Czy kilkumiesięczne szkolenie jest w stanie przygotować parę na lata lub nawet całe życie walki na odratowanie niestety często skrzywdzonego małego człowieka?
10-06-2017
Ocena:
Ja mam 31 lat, Mąż prawie 28. Usłyszeliśmy między innymi, że jesteśmy młodzi (za młodzi) i zaniżamy średnią wieku... a także, że powinniśmy starać się dłużej i intensywniej o biologiczne dzieci, więc nie wiem, czy by Was zakwalifikowali bez badań i leczenia :( A ja chcę adoptować mimo wszystko, nawet gdyby były biologiczne możliwości i denerwują mnie te krzywdzące statystyki i stereotypy. Nie chcę zamiennika na pocieszenie, pragnę adopcji dziecka dla niego samego.
01-05-2017
Ocena:
Obecnie jestem mama 3 miesiecznego szkraba. I uwazam ze ludzie ktorzy adoptuja dzieci robia cos wiecej niz tylko daja dom i milosc dziecku.Uwazam ze in vitro powinno byc zabronione. Jakby nie patrzec gdy nie bylo in vitro to cala masa dzieci byla adoptowana a domy dziecka byly pelne lecz teraz gdy in vitro funkcjonuje to domy dziecka sa przelelnione "nie chcianymi" dziecmi i przez to ze sa przepelnione jest coraz wiecej morderstw maluszkow ktore przychodza na swiat. A przeciez w jednej piosence sa słowa "...rodzisz sie to znak,kocha cie ten swiat..." wiec dlaczego ludzie zamiast adoptowac poddaja sie in vitro przeciez nie ma nic takiego jak "dobry dom" czy tez "czyste geny"O wychowaniu i oto jakie bedzie dziecko gdy dorosnie zalezy tylko od tego jak je wychowamy i czego nauczymy no i to jakie wartosci dziecku przekazemy.Mysle ze adopcja nie moze byc tematem Tabu