Polscy rodzice nagminnie przegrzewają swoje dzieci. Ci, którzy się przeciwko temu buntują, szybko dostają upomnienie od czujnych, starszych pań, spacerujących parkowymi alejkami. Dlaczego czujemy przymus założenia dziecku kolejnego sweterka oraz strach przed zdjęciem maluchowi osławionej już czapeczki? I co właściwie dzieje się ze zdrowiem malca, gdy go przegrzewamy?
Każdego roku, kiedy tylko wiosenne słońce zaczyna mocniej przygrzewać, na polskich ulicach można zobaczyć ten sam, przykry widok. Rodzice rozpinają kurtki, zdejmują czapki, rozkoszują się przyjemnym ciepłem – ich dzieci w tym czasie, zgrzane i czerwone, biegają w polarowych czapkach, szalikach zawiniętych pod samą szyję, czasem mają na dłoniach rękawiczki. Młodsze maluchy siedzą w wózkach, opatulone kocami i wciśnięte w śpiwory. Dlaczego tak bardzo boimy się rozebrać swoje pociechy, pozwolić im na poczucie przyjemnego, wiosennego powietrza? Powody takiego stanu rzeczy są aż dwa:
Pod względem tendencji do przegrzewania dzieci Polska jest wyjątkowym krajem. W Danii, Szwecji, Norwegii czy Anglii dzieci ubrane są w zwykłe, bawełniane koszulki, choć na dworze jest „tylko” 10 stopni Celsjusza. Nikt nie przejmuje się tym, że malec nie ma czapki w wietrzny dzień i przede wszystkim – od lat praktykowane jest w tych krajach hartowanie. Nie ma zatem niewłaściwej pogody na spacer czy zabawę, a wiele zajęć (nawet w czasie deszczu) odbywa się na świeżym powietrzu. Tak jest od wielu lat.
W Polsce natomiast świeżo upieczona mama wielokrotnie słyszy, że dziecko należy ubierać grubo. Często zmuszona jest słuchać krytycznych uwag, jeśli zdecyduje się zdjąć dziecku kurtkę – ponieważ sama zdejmuje swoją, albo ściągnie malcowi czapeczkę. Kult ogrzewania maluchów praktykowany jest od lat, więc wierzymy, że tak jest dobrze.
Lęk, który wynika z braku wiedzy na temat mechanizmów powstawania infekcji. Polscy rodzice zakładają, że lekkie wychłodzenie u dziecka może skutkować katarem i kaszlem, nie wspominając już o zapaleniu ucha. Tymczasem AAP (Amerykańska Akademia Pediatrii) w swoich zaleceniach z 2017 roku przestrzega przed przegrzewaniem dzieci – zarówno niemowląt, jak i dzieci powyżej 1 roku życia.
Efekty tych błędów można bardzo szybko zauważyć. Są to:
Aby organizm sprawnie radził sobie z wirusami i bakteriami, musi być zahartowany. Przegrzewanie dziecka jest zaprzeczeniem hartowania. W jego efekcie młody organizm – zamiast skupiać się na zwalczaniu drobnoustrojów, próbuje zwalczać zimno. Przegrzewanie powoduje zatem obniżenie odporności i wydłuża czas jej kształtowania. Jednocześnie należy zauważyć, że w pierwszym miesiącu życia termoregulacja u dziecka rzeczywiście nie działa sprawnie – dlatego lekarze zalecają solidne „ogrzewanie” brzdąca. Jednak już w drugim miesiącu system kontroli temperatury jest całkowicie sprawny, a zalecenie nakładania dziecku dodatkowej warstwy ubranek wynika tylko z faktu, że niemowlę nie rusza się podczas spaceru, zatem może być mu chłodniej.
Rodzice, chcąc ochronić dziecko przed infekcją, w istocie sprawiają, że malec jest na nie bardziej podatny. Po pierwsze, wynika to ze wspomnianego obniżenia odporności. Po drugie, kiedy dziecku jest za gorąco, zaczyna się pocić, a przez to szybciej wyziębiać. To właśnie stan sprawia, że wirusy i bakterie mają łatwiejszy dostęp do organizmu.
Przegrzewane dzieci są marudne, płaczliwe i rozdrażnione – jest im źle, za gorąco, czują się zgrzane i spocone. Zapewne chciałyby poczuć się lepiej, ale nie potrafią lub/i nie mogą się rozebrać. Nawet, jeśli proszą o pozwolenie na zdjęcie kurtki, słyszą kategoryczne: „Nie wolno”. Polscy rodzice, nie wiedzieć czemu, nie ufają w tej kwestii swoim dzieciom – a przecież to właśnie one najlepiej odczuwają potrzeby swojego organizmu.
Polska tendencja do przegrzewania dzieci to jedno, kult czapeczki to z kolei zupełnie oddzielna sprawa. Niemal każdy rodzic, który rozsądnie podchodzi do tematu (czyli zakłada dziecku czapkę wtedy, gdy jest zimno), spotyka się z komentarzami na temat swojego lekkomyślnego zachowania – według wielu osób, nawet lekki wiatr może spowodować u dziecka infekcję ucha. Od razu należy wyjaśnić, że to przekonanie nie ma związku z prawdą.
Ucho środkowe oddzielone jest od „świata” błoną bębenkową, która stanowi zabezpieczenie przed czynnikami zewnętrznymi. Jeśli dochodzi już do zapalenia ucha, to jest to efekt nie przewiania, a działalności bakterii i wirusów. Zdecydowana większość przypadków takich infekcji to komplikacja po anginie lub katarze. Nie ma żadnej potrzeby zakładania małemu dziecku czapki, jeśli temperatura przekracza 12 stopni Celsjusza. Taki dodatek jest natomiast bardzo wskazany, gdy z nieba leje się żar – wówczas bardzo lekkie okrycie głowy chroni przed udarem.
Polecane lektury:
„Jak wychować zdrowe dziecko”, Joanna Dronka – Skrzypczak, Wyd. Galaktyka 2018
„A niech się brudzą!”, Finlay Brett R., Arrieta Marie-Claire, Wyd. Feeria 2017
"Ostatnie dziecko lasu", Richard Louv, Wyd. Mamania 2015
Psycholog, redaktor. Absolwentka Uniwersytetu Gdańskiego, autorka dziesiątek artykułów ułatwiających Czytelnikom zrozumienie mechanizmów psychologii i wprowadzenie ich we własne życie. Regularnie podnosi swoje kwalifikacje i współpracuje z gabinetami w całej Polsce. Prywatnie szczęśliwa żona i mama.