Krzyczymy, bo mamy wrażenie, że nic innego już nie działa. Bo mamy zły dzień. Bo tyle razy prosiliśmy. Krzyczymy tak często, że z czasem nawet przestajemy uważać to za coś niezwykłego. Czy jednak zdajemy sobie sprawę z tego, jak nasz krzyk działa na tych, których kochamy najmocniej?
W ostatnich latach przeprowadzono sporo ciekawych badań, z których wniosek jest dość smutny – Polacy nagminnie krzyczą na swoje dzieci.
Udowodnił to raport przeprowadzony między innymi na zlecenie Fundacji Dzieci Niczyje (realizacja Millward Brown). Wynika z niego, że 7% rodziców krzyczy na dzieci codziennie, co piąty z nas – kilka razy w tygodniu. Z pozostałych danych wynika, że „zdarza się” krzyknąć na dziecku aż 84% rodziców. Najczęściej krzyczymy na dzieci powyżej 12 roku życia (aż 88% rodziców), rzadziej, ale wciąż niepokojąco często, na maluchy do trzeciego roku (78%).
Kto krzyczy najczęściej? Matki – niemal dwukrotnie częściej niż ojcowie. Co gorsza, zdarza się nam użyć obraźliwych słów w kierunku do dzieci. Zwłaszcza te najstarsze są na to narażone – słowa w stylu „kretyn”, „idiota” czy „głupek” słyszy aż 33% z nich.
Podobne badania potwierdzają te wyniki – według raportu „„Przemoc w wychowaniu w opinii społecznej oraz w relacjach rodziców” aż 67% z nas krzyczy na dzieci, a 12% obraża je.
Dlaczego właściwie krzyczymy na swoje pociechy? Przede wszystkim robimy to dlatego, że jesteśmy sfrustrowani. Wracamy do domu po pracy, nierzadko w kiepskim humorze, widzimy bałagan w domu, a tu jeszcze okazuje się, że dziecko nas nie słucha i nie chce robić tego, o co je prosimy. Trudno jest się opanować, za to o wiele prościej wyładować swoją złość i frustrację.
Krzyczymy także dlatego, że czujemy się doprowadzeni „do ściany”, bezradni i chcemy pokazać, kto tu ma przewagę. Kiedy więc dziesięciolatek dyskutuje i próbuje przeforsować swoje zdanie, najłatwiej jest podnieść głos i dać do zrozumienia, kto w tym domu „rządzi” i kogo należy słuchać. Kiedy trzylatek uparcie rusza coś, czego mu nie wolno dotykać, krzyczymy, żeby w końcu zrozumiał. Bo „inaczej nie dociera”.
W końcu: krzyczymy, bo tak nas nauczono. Dzieci, na które krzyczano w dzieciństwie, niemal zawsze okazują się być krzyczącymi rodzicami. Podkreślają, że przecież zostali wychowani na porządnych ludzi – zapominają już o swoich emocjach sprzed lat.
Dla większości rodziców krzyczenie na dziecko nie jest przemocą – ta rozpatrywana jest bardziej w kategoriach uderzeń, klapsów (choć i tu nie zawsze), bicia paskiem. Wielu uważa, że kampanie mające zapobiegać krzyczeniu na dziecko przeprowadzane są na wyrost i doprowadzają do wychowywania rozpieszczonych dzieciaków, które robią, co chcą, bo nie znają konsekwencji. „Każdemu zdarza się krzyknąć na dziecko” – mówimy i lekceważymy temat. A szkoda, bo jak dowodzą liczne badania, krzyczenie na dziecko ma swoje poważne konsekwencje.
Do ciekawego wniosku doszli między innymi badacze z uniwersytetu w Pittsburgu. Zbadali oni ponad 1000 dzieci, które następnie były obserwowane przez kolejne lata. Okazało się, że dzieci, na które rodzice często krzyczeli, w okresie dojrzewania częściej niż rówieśnicy miewały epizody depresyjne. Częściej sprawiały trudności wychowawcze.
O jeszcze bardziej poważnych konsekwencjach krzyczenia na dzieci mówią naukowcy z wydziału psychiatrii na uniwersytecie w Harvardzie. Po zbadaniu 50 maluchów, które przejawiały pewne problemy psychiczne z powodu licznych kłopotów środowiskowych, okazało się, że u dzieci tych występowała redukcja ciała modzelowatego w mózgu, co wpływa między innymi na stabilność emocjonalną. Naukowcy są zdania, że wpływ na nieprawidłowy rozwój tego ważnego organu mają znęcanie się na dzieckiem, upokarzanie oraz właśnie krzyczenie.
Nie można nie wspomnieć także o amerykańskim eksperymencie, do którego zaangażowano europejskie oraz japońskie matki oraz ich dzieci (należy tu dodać, że matki europejskie krzyczą na swoje dzieci znacznie częściej niż matki japońskie). Dzieci w wieku około dwóch lat wprowadzono do pomieszczeń, w których stał ciekawy dla nich przedmiot. Kiedy dziecko zbliżało się do niego, matka – obecna w sali, ale będąca w oddaleniu od pociechy, miała nagle krzyknąć: „Stój! Nie wolno!”.
Okazało się, że swoich mam posłuchało ponad 90% dzieci japońskich i tylko niespełna 50% dzieci europejskich. Jak podkreślają naukowcy, to dlatego, że te drugie przyzwyczajone są do krzyku. Nie jest on już sygnałem alarmowym.
Krzyczenie na dziecko ma też inne skutki, bardziej „doraźne”. Po pierwsze, krzycząc, stajesz się dla swojego dziecka zagrożeniem. Przestajesz być ciepłą, fajną mamą, synonimem bezpieczeństwa i uprzejmości. Stajesz się kimś nieznanym, z wykrzywioną twarzą. Kimś, kogo należy się bać.
Po drugie, pokazujesz, że agresja rodzi agresję. Dzieci, na które rodzice często krzyczą, same często krzyczą na innych – to rozwiązanie, po które sięgają w pierwszej kolejności.
Po trzecie, zamykasz sobie w ten sposób furtkę do dalszych, pozytywnych i głębokich relacji ze swoim dzieckiem. Jak sądzisz, do kogo przyjdzie nastolatek, który ma poważny problem – do matki, która często się unosi i krzyczy, czy do tej, która zazwyczaj tłumaczy i stara się znaleźć wyjście z sytuacji?
W końcu, po czwarte, krzyk sprawia, że ty czujesz się źle. Rodzice często przyznają, że po tym, jak nakrzyczeli lub wyzwali dziecko, pogarsza się ich nastrój, czują się też niekompetentni. Krzycząc, czujemy, że zawodzimy – podpowiada nam to rodzicielska intuicja.
Czy powstrzymanie się od krzyczenia na dzieci jest trudne? Bardzo! Nasze pociechy, choć kochane ponad wszystko, potrafią podnieść nam ciśnienie w mgnieniu oka i wie o tym doskonale każdy rodzic. Czasem krzyknięcie i doprowadzenie krnąbrnego malca do porządku wydaje się jedynym logicznym rozwiązaniem.
Ty jednak wiesz już, że krzyk jest zły, a jego konsekwencje mogą być poważne. Kiedy więc czujesz, że za chwilę wybuchniesz:
Jeśli ty nie uspokoisz sytuacji, nie zrobi tego nikt. To ty pokazujesz dziecku, jak prawidłowo reagować. Ty prowadzisz ciąg wydarzeń, nie dziecko. Od ciebie zależy, jak to się wszystko skończy.
Jeśli tego potrzebujesz – wyjdź. Nie bój się powiedzieć: „Za chwilę przyjdę, muszę się uspokoić”.
W momencie, gdy przestajesz nad sobą panować, policz do dwudziestu – od tyłu. Potem przypomnij sobie zasadę pierwszą. Twoje dziecko to tylko dziecko. Ty jesteś dorosły/-a.
Błędem wielu rodziców jest przekonanie, że jeśli nie będziemy krzyczeć na dziecko, to wychowamy roszczeniowego tyrana. Absolutnie tak nie będzie, jeśli krzyk zastąpimy konsekwencjami. Nie krzycz więc: „Szesnaście razy ci powtarzałam do cholery, żebyś tego nie dotykała!”, tylko powiedz: „Prosiłam cię wielokrotnie i nie posłuchałaś. Muszę teraz kupić nowy dzbanek, więc zapłacisz za niego ze swoich kieszonkowych”.
Czy chciałabyś, aby twoja nastoletnia córka, która wpadła w kłopoty, przyszła i ci o nich powiedziała? Na pewno, dobry kontakt z dorastającą pociechą to pragnienie każdego z nas. Pamiętaj jednak, że jeśli ona będzie uważała, że ciągle krzyczysz, nie ma szans, aby kiedyś przyszła. Ze strachu i niechęci do słuchania wrzasków po prostu wybierze inne rozwiązanie. Warto więc zapomnieć o krzykach – to na pewno zaprocentuje.
Polecamy lektury:
Psycholog, redaktor. Absolwentka Uniwersytetu Gdańskiego, autorka dziesiątek artykułów ułatwiających Czytelnikom zrozumienie mechanizmów psychologii i wprowadzenie ich we własne życie. Regularnie podnosi swoje kwalifikacje i współpracuje z gabinetami w całej Polsce. Prywatnie szczęśliwa żona i mama.