Znakomita większość rodziców chce dla swoich dzieci dobra. Z tego zdania nie wynika, że wszyscy podejmują jedną jedynie słuszną metodę. Nie istnieje taka metoda. Każdy wybiera to, co wydaje mu się słuszne, co jego zdaniem będzie skuteczne i oczywiście dobre. Kiedy zostajemy rodzicami dziecka z wyzwaniami rozwojowymi, albo niepełnosprawnościami, zazwyczaj nie jesteśmy na to gotowi. Chyba, że akurat przez przypadek jesteśmy specjalistami w danej dziedzinie.
Kiedy rodzic dostaje do rąk diagnozę zazwyczaj zmienia swój sposób patrzenia na dziecko. Chce pomóc i przygląda się jemu bardziej wnikliwie oraz wyzwaniom jakie go czekają. Wymyśla jakąś strategię. Zazwyczaj rodzice dzieci z wyzwaniami są bardziej dyrektywni. Świadomi kłopotów chcą bardziej nadzorować i pokazywać jak być powinno. To wydaje się logiczne i uzasadnione, ale zazwyczaj takie przekonanie wynika z braku świadomości tego czym jest rozwój.
Rozwój to proces. Nie rozgrywa się tylko w czasie sesji terapeutycznych, albo wtedy kiedy dziecko uczymy literek. On zbiera się i odkłada wtedy, kiedy jedziemy autobusem, kiedy jemy obiad i kiedy idziemy na spacer. W każdej z tych chwil dziecko (ale również rodzic) czerpie doświadczenia, które mają wpływ na to, jakie dziecko się właśnie staje. Żeby było bardziej przewrotnie należy pamiętać, że staje się również rodzic, opiekun, a nawet terapeuta. Ta relacja działa w dwie strony, a ponieważ wszyscy stajemy się przez całe życie, to proces terapeutyczny wpływa nie tylko na osobę poddawaną terapii. To w jaki sposób podejdziemy do tego procesu (ale również do wychowania) determinuje to, jakie stanie się dziecko i my sami. Bo przecież jakieś cechy w sobie wzmocnimy, inne wyciszymy, a jakichś być może na zawsze zapomnimy.
Pamiętam siebie z czasów, gdy zaczynaliśmy. Myślałem mniej więcej o tym, że trzeba się zająć tym, co sprawia kłopoty i poprawić to. Taki pomysł od razu stawia nas w trudnej sytuacji. Stajemy oko w oko nie z dzieckiem, tylko z czymś, co sprawia kłopot. Jest bardzo prawdopodobne, że nastawimy się ofensywnie tak, jakbyśmy chcieli pokonać smoka. Przez to będziemy się szarpać z przeciwnościami i nie będzie to łatwe, bo zazwyczaj coś, co sprawia problemy nie jest łatwe do zmiany. Gdyby było łatwe nie powodowałoby komplikacji.
Gdzieś tam na początku zauważyłem, że skupiając się na naprawieniu problemów, sam się ograniczam. Sam sobie utrudniam i ma to wpływ na relację, która jest pomiędzy mną i dzieckiem. Nie jest łatwo się z kimś nieustannie szarpać, korygować, strofować, pouczać i nie jest tak, że pomimo tego wszystkiego, nasza komunikacja jest ciepła, otwarta i tak naprawdę to przyjacielska. Nie jest taka, bo jest ktoś kto ma określoną wizję i ktoś kto ma tę wizję realizować. W takiej relacji mówienie o przyjaźni, to tylko iluzja. A poza tym ograniczam swój własny rozwój. Bo ucząc konkretnych rzeczy, mogę nauczyć się tylko uczyć konkretnych rzeczy. Dlatego będę tę wiedzę czerpał z doświadczenia i w określony sposób budował swoją więź z dzieckiem.
Po pierwsze warto poznać swoje dziecko. Spędzać z nim dużo czasu, komunikować, na ile to możliwe. Poznawać się wzajemnie, budować porozumienie, nie ukrywać własnych trudności tak, by dziecko mogło poznać i nas, abyśmy kiedyś tam mogli wzajemnie się wspierać. To bardzo ważne by się poznać, polubić, by dobrze się czuć we własnym towarzystwie. Relacja, która powstaje między nami i naszymi dziećmi jest jedyna i niepowtarzalna, warto by była wartościowa.
Kiedy już wiemy, co naszemu dziecku sprawia trudności możemy pomagać mu je pokonywać. Możemy, jeśli to możliwe, nie stwarzać sytuacji, w których dziecko czuje się bardzo źle. Starajmy się je do takich sytuacji przygotowywać i tym samym sprawiać, że ono kiedyś, w bliżej nieokreślonej przyszłości, te trudności pokona.
Nasze dziecko, obojętnie czy jest niepełnosprawne czy nie, będzie miało jakieś zajęcia. Niepełnosprawne będzie miało ich więcej i pewnie wcześniej, ale wszystkie dzieci wpadają w końcu w łapy specjalistów. To oni będą zajmować się bardzo konkretnie wyzwaniami dziecka, tym co sprawia mu trudności. My rodzice nie musimy tego robić. Po pierwsze - prawdopodobnie zrobimy to gorzej, a po drugie - nie odbierajmy sobie cudownej roli bycia rodzicem. To my spędzając z dzieckiem najwięcej czasu znamy je najlepiej, to z nami – jeśli zbudujemy odpowiednią relację – będzie się czuło dobrze, pewnie i bezpiecznie. Będziemy czerpać z tej relacji dużo dla siebie, bo jesteśmy ludźmi i potrzebujemy tego.
Wracając na chwilę do specjalistów, z którymi zostawimy nasze dziecko. Warto im ufać, znać i doceniać ich kompetencje. Słabym pomysłem jest podejście, w którym zostawiamy dziecko z kimś, o kim myślimy, że nie zna się na niczym. Jeśli my powierzając pociechę temu człowiekowi, robimy to po prostu, by kupić sobie czas wolny. Ta chwila dla siebie jest oczywiście ważnym momentem, ale wtedy ktoś inny zajmuje się profesjonalnie naszym dzieckiem. Coś tam się dzieje, coś tam się buduje. Coś, czego efekty być może będzie dane nam ujrzeć po wielu miesiącach, a i tak nigdy nie będzie co do tego absolutnej pewności. Dziecko będzie się rozwijać, nabywać nowe umiejętności, pokonywać bariery i ograniczenia, ale nigdy nie będziemy pewni, co konkretnie zadziałało na taki a nie inny rozwój. Prawdopodobnie będzie to wszystko – cały wpływ wywarty na dziecko.
Nie jest dobrym pomysłem oczekiwanie natychmiastowych efektów. Rozwój jest procesem i opanowywanie kolejnych umiejętności następuje wtedy, gdy dziecko jest na nie gotowe. Warto więc zmienić perspektywę – zamiast czekać na coś, lepiej cieszyć się z tego, co właśnie się udało opanować. Doceniać sukcesy dziecka.
My rodzice będziemy czytać książki o rozwoju człowieka, o terapiach i wychowaniu. O dzieciach i dla dzieci. Zaleje nas szeroki strumień wiedzy istnienia, której czasem nie podejrzewaliśmy. Podobnie będzie z doświadczeniami płynącymi z kontaktu z naszym dzieckiem. Jeśli nie skupimy się na tym, by uczyć czegoś konkretnego, możemy z tej relacji wynieść bardzo wiele i pozwolić się zmienić. Stać się innymi ludźmi – bardziej otwartymi, pewnymi własnych kompetencji i gotowymi na kontakt z tym, co nowe. Odwiedzimy wiele nowych miejsc, poznamy wielu ludzi, których bez dziecka nie poznalibyśmy nigdy. Zdobędziemy bardzo dużo doświadczeń, które będą nas kształtować. Rodzicielstwo może być drogą, poprzez którą pracujemy nad sobą. Pozwoli nam wyjść poza siebie, przekroczyć własne ograniczenia.
Istnieje takie angielskie słowo – SERENDIPITY – które nie ma polskiego odpowiednika, a znaczy mniej więcej tyle, co szczęśliwy traf, który sprawił, że odkrywamy coś przez przypadek. Taki potencjał istnieje w rodzicielstwie. Uprawiając je spędzimy wiele lat, dotkniemy wielu problemów, przeżyjemy wiele sukcesów i radości. Jest bardzo prawdopodobne, że dzięki temu procesowi dowiemy się o sobie wielu nowych rzeczy, poznamy siebie na nowo, zupełnie nieświadomi tego, sporo się nauczymy i zmienimy. To oczywiście nie wszystko, bo poznamy tam również swoje dziecko. Przeżyjemy fantastyczną relację, która pewnie będzie nas cieszyć do końca naszego życia. Dzięki tej relacji mamy szansę poznać dwie niezwykłe osoby. Siebie i swoje dziecko (albo dzieci jeśli jest ich kilka). Warto, żeby ta relacja była świadoma, otwarta i dobra.
Zdjęcie: Fotolia.pl
Z wykształcenia jestem informatykiem, a moja wielka pasja to pisanie. Interesuję się filozofią i poezją, ale nie unikam również psychologii.
Od kilku lat aktywnie zajmuję się wychowaniem i terapią syna (który ma Zespół Aspergera). Pisałem o tym bloga („King Kong i ojciec karmiący”) i stronę na Facebooku.
Uważam, że rodzicielstwo, to szansa na rozwój.