Niektórzy z nas martwią się tym, że nasze dzieci wolno rosną. Jak sprawdzić, czy tak jest w rzeczywistości? Najlepiej skorzystać z pomocy siatki centylowej.
Siatka centylowa to schemat rozwoju wzrostu, wagi, czy obwodu głowy na tle populacji. Istnieją różne siatki centylowe dla różnych populacji. Dlatego najlepiej korzystać z jak najbardziej aktualnych siatek, które zostały wykonane jak najbliżej naszego miejsca zamieszkania. Na jednej osi zaznaczamy wiek, na innej wzrost i sprawdzamy gdzie się przecinają poprowadzone od tych punktów linie - tam natrafimy na krzywą, która pokaże nam ile dziecko ma centyli. Jeżeli jest ich 50, to znaczy, że dziecko jest wyższe niż 50% dzieci w jego grupie wiekowej.
Jeśli chodzi o wzrost, to powinno się konsultować dziecko, jeśli jest już poniżej 10 centyla. To jeszcze nie oznacza kłopotów, bo normą na siatce centylowej jest wszystko pomiędzy 3 i 97 centylem.
Pomiary powinny być wykonywane w miarę regularnie. Na przykład raz na miesiąc. Co może niepokoić? Tak jak napisałem - jeżeli dziecko jest poniżej 10 centyla, ale również, gdy maluch często w znaczący sposób zmienia centyl. Raz ma na przykład 80, drugi raz 20, a za trzecim 50. Jeżeli dziecko jest poniżej 3 centyla, to jest niskorosłe. Kiedy powyżej 97 to jest za duże. Oczywiście wydaje się, że czy więcej tym lepiej, ale jeśli za dużo to też niedobrze. Zbieramy zatem nasze obserwacje i idziemy opowiedzieć o nich endokrynologowi, który najpewniej skieruje nasze dziecko na konkretne badania krwi.
W przypadku somatotropinowej niedoczynności przysadki mózgowej diagnoza jest długa. Warto wziąć to pod uwagę. Najpierw musimy trafić do przyszpitalnej poradni endokrynologicznej, gdzie dziecko zostanie zmierzone bardzo dokładną miarą dwa razy w odstępie pół roku. W przypadku kiedy oba te wyniki będą poniżej 3 centyla to zostaniemy skierowani na oddział, który może leczyć hormonem wzrostu (nie każdy może). To jednak jeszcze nie koniec diagnozy. Na oddziale dziecko będzie poddane kolejnym badaniom. Najważniejsze będą testy wyrzutów hormonu wzrostu we śnie. W ciągu dnia dziecku zakłada się wenflon, a później wieczorem podaje jakiś stymulator, który ma skłonić przysadkę mózgową do tego, żeby wyrzucała dużo hormonu wzrostu. W nocy kilkakrotnie pobiera się krew, a później bada się ile jest hormonu wzrostu. Jeżeli wyniki są poniżej 10, to wykonywane są kolejne badania. Testy nocnego wyrzutu hormonu wzrostu przeprowadzane są dwa razy - za każdym razem z użyciem innego stymulatora. Poza tym trzeba zbadać jeszcze wiek kostny dziecka (rentgen nadgarstka) i rezonans przysadki mózgowej (żeby wykluczyć nieprawidłowości w budowie, albo zmiany nowotworowe). Niestety to jeszcze nie koniec. Potem lekarz prowadzący zbiera te wszystkie wyniki badań i wysyła je na specjalną komisję, która kwalifikuje dziecko do leczenia hormonem wzrostu. Komisja może zakwalifikować do leczenia na przykład na rok, albo na stałe, czyli mniej więcej do 16 roku życia. Później jest już za późno.
Hormon wzrostu i pen (specjalna strzykawka do podawania niskich dawek leku) dostajemy w szpitalu. Igły musimy kupić sami. Są to bardzo cienkie igiełki. Po hormon wzrostu jeździ się z lodówką co trzy miesiące. Wtedy też wykonywane są pomiary wzrostu i wagi, oraz przeprowadzane podstawowe badania. Oceniane jest też tempo wzrostu i obliczana wielkość dawki hormonu, który będziemy podawać sami dziecku w domu codziennie przed snem. Raz na rok prowadzone są bardziej szczegółowe badania, które mają pokazać jak leczenie hormonem wzrostu wpływa na ogólny stan zdrowia dziecka.
W przypadku leczenia hormonem wzrostu bardzo ważne jest, by robić to pod kontrolą lekarza, który będzie w stanie ocenić czy leczenie nie powoduje szkód. Słyszałem o lekarzach, którzy przestrzegają przed leczeniem hormonem wzrostu (argumentując na przykład, że hormon przyśpiesza wzrost nowotworów). Muszę powiedzieć, że nie rozumiem takiej postawy. Nie zakładamy przecież z góry, że każde dziecko ma nowotwór i nie bierzemy tego pod uwagę wdrażając inne procedury lecznicze, czy terapeutyczne. Warto pamiętać i o tym, że gospodarka hormonalna wiąże się nie tylko ze wzrostem. Spotkałem się nawet ze stwierdzeniem, że wszystkie dzieci, które mają zaburzenia rozwoju powinny mieć badania endokrynologiczne dlatego, że hormony mają istotny udział w rozwoju.
Mówi się czasem, że dzieci nie rosną, bo mało jedzą. To nie do końca prawda. Dzieci mało jedzą, bo słabo rosną - mają małe potrzeby. Dzieci nie sabotują własnego wzrostu poprzez odmowę jedzenia. Zawsze po rozpoczęciu leczenia hormonem wzrostu poprawia się ich apetyt - szybciej rosną, więc potrzebują więcej składników odżywczych. Nie jest dobrym pomysłem podawanie dzieciom preparatów zwiększających apetyt. Jak pisze Carlos Gonzalez w książce „Moje dziecko nie chce jeść” preparaty takie mogą blokować wydzielanie hormonu wzrostu. Efekty mogą być zatem takie, że dziecko będzie otyłe i niskie, a to nie o to chyba chodzi. Podobnie źle na wydzielanie hormonu wzrostu działa cukier. Warto go więc ograniczać (zwłaszcza po godzinie 16), ale nie wykluczać całkowicie węglowodanów prostych z diety. Poziom cukru jest badany w trakcie kuracji hormonem i warto zastosować się tutaj po prostu do zaleceń lekarza. Jeśli chodzi o dietę, to na moje pytanie lekarz prowadzący odpowiedział po prostu, żeby kierować się zdrowym rozsądkiem i odżywiać dziecko zdrowo. Później zresztą skierował nas na konsultacje z dietetykiem dzięki czemu uzyskaliśmy bardziej szczegółowe zalecania. Oczywiście może się zdarzyć, że dziecko je za mało. Trzeba to koniecznie skonsultować z lekarzem, nie szukać odpowiedzi samemu, ani tym bardziej w Internecie.
Ważnym elementem w budowaniu wzrostu jest aktywność fizyczna. To jednak ważne dla nas wszystkich, więc może po prostu chodzi o zdrowe nawyki żywieniowe i życiowe? Przyznam, że niskorosłość przerażała mnie. Los osób niskich, a zwłaszcza bardzo niskich (poniżej 3 centyla) nie jest łatwy. Oczywiście nie przekreśla wszystkich perspektyw szczęśliwego życia, ale znacząco utrudnia osiągnięcie ich. Słabym pomysłem jest tak to zostawić, tym bardziej, że można to skutecznie leczyć.
Zdjęcie: Fotolia.pl
Z wykształcenia jestem informatykiem, a moja wielka pasja to pisanie. Interesuję się filozofią i poezją, ale nie unikam również psychologii.
Od kilku lat aktywnie zajmuję się wychowaniem i terapią syna (który ma Zespół Aspergera). Pisałem o tym bloga („King Kong i ojciec karmiący”) i stronę na Facebooku.
Uważam, że rodzicielstwo, to szansa na rozwój.