„Ja! Ja chcę zważyć!” - krzyczy Szymon. Podjeżdżamy sklepowym wózkiem pod elektroniczną wagę, Szymon kładzie na niej marchewkę, wciska odpowiedni guzik i po chwili nakleja kod kreskowy. Po marchewce czeka nas jeszcze to samo z cebulą, selerem i pozostałymi warzywami potrzebnymi do ugotowania rosołu. Potem jeszcze mamy na liście udko kurczaka i przyprawy. Ale te ostatnie mamy w domu, możemy sobie odpuścić. Dzisiaj to my - faceci - gotujemy obiad dla nas i Mamy Sz. Ot, taka mała niespodzianka.
Tymczasem patrzę na listę zakupów. No tak, po warzywach i kurczaku jeszcze tylko wybór makaronu. To zadanie zawsze powierzam Szymonowi i to on wybiera kształt i wielkość. Tym razem zdecydował się na literki. A teraz już tylko coś na drugie danie. Tak, to taki „standardowy”, dwudaniowy obiad, ale właśnie taki lubi Szymon, z zupą i wspomnianym „drugim”. Więc kupujemy resztę produktów potrzebnych do zrobienia „schabowych” i jedziemy do domu. Poza obiadem czekają na nas jeszcze inne zadania.
Oczywiście jak to często bywa, mamy mało czasu, więc trochę oszukujemy, sięgając po szybkowar. Szymon towarzyszy mi przy obieraniu warzyw, wykorzystuje też moją nieuwagę - porywa mały kawałek marchewki i ucieka do swojego pokoju. Po chwili słyszę radosne piski - tak, świnka morska lubi marchewkę, zawsze pilnuję, by mały kawałek tego warzywa zostawić dla niej. Potem obieram resztę warzyw i gotowe. Wszystko, włącznie z udkiem kurczaka ląduje w szybkowarze. Potem jeszcze dodaję trzy laurowe liście oraz pięć kulek angielskiego ziela i sól. Wraz z Szymonem zalewamy wodą, zamykamy i ognia - dosłownie, na gazowej kuchence. W tym samym czasie na drugie danie gotują się ziemniaki, gotowe ogórki czekają już w lodówce, a Szymon tłuczkiem pracuje nad kotletami. Potem tylko usmażyć i gotowe. Albo raczej gotowy - obiad. Bo nasza niespodzianka dla mamy ma kilka etapów.
Gdy rosół wesoło dmucha przez zawór szybkowaru, my z Szymonem zabieramy się za sprzątanie. Gdy pracujemy nad niespodzianką, to niech już będzie to całkowite zaskoczenie. Więc Szymon sprząta swój pokój, a ja kuchnię. Potem wspólnie odkurzamy mieszkanie. Szymon pomaga mi, ile tylko może, od czasu do czasu przeszkadzając. Jednak dajemy radę i wyrabiamy się ze sprzątaniem do czasu, kiedy rosół jest gotowy. Wyłączam, otwieram zawór, by szybkowar pozbył się ciśnienia i wrzucam dawno już przygotowane kotlety na patelnię. Synchronizacja jest niemal idealna - gdy kończę, rozlega się dzwonek do drzwi – to Mama Sz. wraca do domu i patrzy na nas zaskoczona. Wiemy więc, że niespodzianka się udała.
To wszystko powyżej to tylko jeden ze sposobów na niespodziankę dla mamy - bo przecież każdemu z nas może przyjść do głowy coś zupełnie innego. Może to być na przykład śniadanie w wolny dzień, ładnie pokolorowana kartka z życzeniami na urodziny albo Dzień Matki, czy chociażby... kwiaty wręczone zupełnie bez okazji. Przecież tak naprawdę każdy pomysł jest dobry i powiedzmy sobie szczerze - często nawet mała drobnostka może wywołać miłe zaskoczenie.
Co myślicie o takiej niespodziance? A może macie własny sprawdzony sposób? Ja myślę, że raz na jakiś czas warto naszą mamę zaskakiwać.
Zdjęcie: Fotolia by © BlueOrange Studio
Prywatnie mąż, a od 2009 r. również ojciec. Urodził się w sierpniu 1982-ego. Żyje i pracuje dzieląc różne pasje. Z wykształcenia i zawodu pedagog i grafik, z zamiłowania pisarz-amator.
Wolne chwile spędza pisząc prozę na nieodłącznej komórce. Gdy nie pisze, czyta polską fantastykę, słucha muzyki albo spędza czas z synkiem na placu zabaw. Prowadzi również bloga: www.tataszymona.blogujacy.pl