„Szymon, jak nazywa się nasz samochód?” – pada pytanie. Szymon patrzy na mnie i z rozbrajającym uśmiechem wyznaje „Skoda Habia kombi”. Teraz się już tylko uśmiecham, bo ten błąd, to wspomnienie. Szymon doskonale radzi sobie z wymawianiem litery F w połączeniu z pozostałymi literami alfabetu. Ale całkiem niedawno było różnie, a najczęściej – po prostu dość kiepsko. Na szczęście mamy możliwość, by zapewnić Szymonowi spotkania z logopedą. Co w ogóle o takich spotkaniach myślę i czy warto zabrać dziecko do logopedy?
Myślę, że większość dzieci potrzebuje w pewnym momencie konsultacji logopedy. Niektóre mówią naprawdę niezrozumiale, inne dzieci mówią mało lub w ogóle nie mówią. Szymon od prawie roku ma zajęcia logopedyczne. I widzę różnicę. Gdy nasz synek miał 3,5 roku został poddany diagnozie, po której logopedka – moja koleżanka z pracy nota bene – stwierdziła, że wystarczą spotkania raz w tygodniu po godzinie. Tak naprawdę, Szymon ma, czy może już powoli – miał, ten sam problem z mówieniem, co ja. Gdy poprosiło się go o to, by mówił spokojnie i wyraźnie, niemal nie miał problemów. Ale generalnie, przy zabawie, czy w „zwykłej” rozmowie przekręcał bardzo.
Wielu rodziców w pewnym momencie staje przed podobną decyzją jak my – poszukać pomocy, czy też samemu spróbować nauczyć dziecko poprawnej wymowy. Odpowiednia decyzja zależy od tego, jak bardzo źle dziecko mówi, przy czym musimy pamiętać o jednej, bardzo ważnej rzeczy. My – rodzice – spotykamy się z dzieckiem, słyszymy go codziennie i uczymy się tego, jak mówi. Przywykamy. Zwykle nasza opinia nie jest obiektywna. Słuchamy błędów w mówieniu codziennie, uczymy się je rozpoznawać i nie mamy problemów ze zrozumieniem naszego dziecka.
Zresztą – widziałem ten brak obiektywizmu, gdy jakiś czas temu byliśmy u naszych znajomych. Ich syn, młodszy o rok od Szymona miał bardzo duże problemy z wymową, o wiele większe, niż Szymon w jego wieku. Prawie nie rozumieliśmy co mówił. Za to jego rodzice rozumieli bardzo dobrze! I zwykle tak właśnie jest, że ten obiektywizm gdzieś nam zanika, zresztą – powiedzmy sobie szczerze – nie tylko przy ewentualnych problemach z mówieniem ;)
My zdecydowaliśmy się zaprowadzić Szymona na zajęcia z logopedą. I nie żałujemy! Tym bardziej, że dokonaliśmy też dobrego wyboru, jeśli chodzi o samą specjalistkę. Szymon bardzo szybko polubił cotygodniowe zajęcia, pewnie przez sposób ich prowadzenia. Teraz – po niespełna roku – wiemy, że była to bardzo dobra decyzja. W ciągu tego roku wymowa Szymona wyraźnie się poprawiła. Okazało się poza tym, że nasze dziecko bardziej mobilizuje się do pracy przy obcej osobie, niż przy nas. Co nas trochę zaskoczyło.
Jako rodzice uświadomiliśmy sobie także, w jaki sposób możemy codziennie wspierać rozwój mowy naszego synka, nie tylko ćwicząc poprawne wymawianie słów i gimnastykę buzi i języka. Po zajęciach Szymon dostaje zadania domowe, ćwiczenia logopedyczne, które musimy wraz z nim przerobić. My sami też zawsze pilnujemy, by Szymon chętnie pracował, często mamy dla niego jakąś nagrodę na koniec, gdy ćwiczył wyjątkowo sumiennie. I tak naprawdę warto tego pilnować, bo największe efekty można osiągnąć, pracując codziennie. Poza tym same spotkania są dla niego bardzo interesujące. Tak naprawdę zajęcia z logopedą to godzina wypełniona grami i zabawami, które dla niego są niezłą frajdą, a „przy okazji” naprawdę pomagają. I zawsze jest to jakaś nowa książeczka, nowa gra czy zgadywanka, w którą może zagrać, przy okazji się ucząc. To ważne. Bo takie zajęcia nie mogą być właśnie taką nudną godziną „czystej” nauki. Wtedy takie spotkanie jest tylko udręką i dla nas, i dla dziecka. A nie o to chodzi.
Czy zatem absolutnie każde dziecko trzeba zawsze poddać takiej kontroli logopedy? Nie koniecznie. Choć czasem po prostu powinno się sprawdzić, czy to, co my słyszymy na pewno brzmi prawidłowo. I potem – jeśli właśnie nie brzmi – warto zapewnić naszemu dziecku pomoc, bo jak już mówiłem różnie jest z naszym obiektywizmem. Poza tym w końcu nie jesteśmy specjalistami i coś zawsze może nam umknąć. My tak właśnie zrobiliśmy i to była dobra decyzja.
Przeczytaj również:
Dysleksja rozwojowa objawy i terapia >>>
Krótkie wędzidełko podjęzykowe >>>
Zdjęcie: Fotolia
Prywatnie mąż, a od 2009 r. również ojciec. Urodził się w sierpniu 1982-ego. Żyje i pracuje dzieląc różne pasje. Z wykształcenia i zawodu pedagog i grafik, z zamiłowania pisarz-amator.
Wolne chwile spędza pisząc prozę na nieodłącznej komórce. Gdy nie pisze, czyta polską fantastykę, słucha muzyki albo spędza czas z synkiem na placu zabaw. Prowadzi również bloga: www.tataszymona.blogujacy.pl