Założę się, że każdy z nas chciałby mieć mądre, odpowiedzialne i zaradne dziecko. Takie, które poradzi sobie samo w dorosłym życiu. Tymczasem, w rzeczywistości okazuje się, że chcemy jedno, a robimy zupełnie coś innego. Przyjrzymy się współczesnym trendom w wychowaniu - prawda jest taka, że dzieci są coraz mniej samodzielne, głównie dlatego, że coraz częściej je wyręczamy. Jak to się dzieje, że mimo braku czasu coraz chętniej przejmujemy odpowiedzialność za swoje dzieci? I od kiedy należy zacząć „naukę” samodzielności, żeby nie było za późno?
W chwili narodzin dziecko jest delikatne, nieporadne i w 100% zależne od nas. Czujemy, że musimy się nim zaopiekować najlepiej jak potrafimy. Zaopiekować i chronić, bo przecież jest ono takie bezbronne. Dni lecą, a my nie zauważamy, że dziecko rośnie, a wraz z wiekiem staje się coraz bardziej samodzielne. Próbuje przekraczać kolejne granice i zaznaczyć swoją niezależność. Tyle, że my rodzice nie zawsze to dostrzegamy, albo ... no właśnie.
Bardzo często dzieje się tak, że dziecko jest już gotowe na podjęcie pewnej samodzielności (przykładem może być: mycie zębów, ubieranie się, robienie kanapek, sprzątanie zabawek itd.) Jednak my – rodzice, z różnych względów, mu na to nie pozwalamy. Często wyręczamy swoje dzieci nieświadomie, wyrządzając im w ten sposób krzywdę. Dlaczego tak się dzieje?
Tymczasem dziecko ma w sobie naturalną, wrodzoną ciekawość świata. Próbowanie i odkrywanie nowych umiejętności sprawia im frajdę, a nauka samodzielności wcale nie jest „nauką” a raczej zabawą.
Nie hamujmy więc tej naturalnej potrzeby jaką ma w sobie nasze dziecko. Wręcz odwrotnie wspierajmy je, zachęcając do nauki kolejnych umiejętności i podejmowania kolejnych wyzwań. Co z tego, że zajmie to 10 minut dłużej, po skończonym zadaniu możemy mieć sporo sprzątania, a może nawet plaster na palcu. Jeśli przeoczymy moment, w którym dziecko naturalnie chce próbować nowych umiejętności potem może przyjąć postawę oczekującą (skoro do tej pory robili to za mnie rodzice to dlaczego nagle miało by być inaczej) i będzie niechętnie podejmowało próby samodzielności.
Tak naprawdę samodzielności dziecko uczy się od urodzenia. Dla kilkumiesięcznego dziecka nauką samodzielności będzie możliwość zamykania i otwierania szafki, przejście do drugiego pokoju. Dla rocznego - będzie jedzenie łyżeczką, dla dwulatka rozbieranie się, dla przedszkolaka samodzielne ubieranie. Pierwszoklasista spokojnie może sam zrobić sobie kanapki czy wyjść na podwórko. Niestety media wcale nam tego nie ułatwiają. W radio, gazetach, telewizji wszędzie mówi się o negatywnych wydarzeniach - pobiciach, przestępstwach, porwaniach. Takie wiadomości mają oczywiście przyciągnąć uwagę widza, jednocześnie jednak wzbudzają strach i lęk. Przez co, nakarmieni złymi historiami obawiamy się o bezpieczeństwo swoich dzieci. Boimy się dziecko wysłać samodzielnie na podwórko, do sklepu, z psem na spacer. A paradoksalnie, świat dziś jest dużo bardziej bezpieczny niż 30 lat temu. Są telefony komórkowe, dzięki którym możemy skontaktować się z dzieckiem, aplikacje, które namierzają dziecko, a niemal na każdym skrzyżowaniu ulic są zainstalowane kamery monitoringu.
Samodzielność jest potrzebna każdemu z nas. I daje nam ogromną siłę. Przypomnijmy sobie jakąś sytuację z naszego życia, gdy robiliśmy (i to się powiodło) coś po raz pierwszy. Na przykład gdy po raz pierwszy udało nam się zmienić oponę w samochodzie. Może i była to dla nas stresująca sytuacja, ale fakt, że udało nam się z nią uporać dał nam ogromne poczucie siły. I satysfakcji. To poczucie siły to nic innego jak przekonanie, że daję sobie radę w otaczającym mnie świecie. Że czuję się bezpiecznie, bo umiem sobie poradzić.
Jeśli wyjedziemy na wakacje nie znając języka obcego będziemy czuli się zagubieni. Będziemy odczuwać lęk – bo co jeśli się zgubimy, jak zapytamy o drogę. Znając język czujemy się bezpiecznie. Tak samo czuje się nasze dziecko. Jeśli wie, że umie poradzić sobie w różnych sytuacjach czuje się pewnie i bezpiecznie. Jeśli do tej pory nasze dziecko czekało aż je ubierzemy, pokroimy kotlecika czy wytrzemy nosek nie będzie czuło się bezpiecznie bez naszej obecności. Nie łudźmy się więc, że odnajdzie się w świecie przedszkolnym czy w nowej sytuacji. O wiele łatwiej byłoby mu, gdyby potrafiło robić te wszystkie rzeczy samo. Może wolno, może nieudolnie, ale samodzielnie.
Dawanie dziecku przestrzeni na bycie samodzielnym jest też dobrą inwestycją w przyszłość. Zaradne dziecko będzie dorastało w przekonaniu, że wiele umie i wiele od niego zależy. Będzie wierzyło, że warto próbować nowych rzeczy. „Skoro jestem samodzielny– czuję się bezpiecznie, bo umiem sobie sam poradzić”. Jest spełnione i szczęśliwe.
Dzieci wyręczane przez swoich rodziców wychowują się w poczuciu, że świat jest groźny i że potrzebują pomocy z zewnątrz, bo sami sobie nie dają rady. Takie przekonanie może podświadomie ograniczać nawet dorosłą już osobę. Wieczne wyręczanie dziecka uczy też postawy roszczeniowej. Ciągłego oczekiwania pomocy.
Wygląda na to, że nie przeszkadzać ;) Ale na poważnie, z pewnością nie da się zmienić nastawienia z dnia na dzień. Jeśli do tej pory robiliśmy dziecku kanapki, kroiliśmy w kosteczkę i zanosiliśmy do stołu talerzyk, żeby przypadkiem nie wypadł mu z rąk, sprzątaliśmy za nie zabawki czy ubranka, nie łudźmy się, że nagle zacznie samo sobie robić te wszystkie rzeczy. Takie zmiany warto wprowadzać stopniowo, małymi krokami. Jeśli nasze dziecko jest jeszcze małe uważnie je obserwujmy. Ono na pewno pokaże nam na co jest już gotowe. Bo potrzeba samodzielności jest czymś naturalnym.
A zatem uwierzcie, naprawdę o wiele łatwiej posprzątać jest bałagan w kuchni, niż nauczyć dziecko samodzielności, gdy jest już za późno. I dajcie dziecku przestrzeń do nauki.
Przeczytaj również:
O wychowaniu dzieci kiedyś i dziś >>>
Zdjęcie: Fotolia.pl by MNStudio All rights reserved
Absolwentka Pedagogiki oraz Resocjalizacji na Uniwersytecie Warszawskim. Twórcza nauczycielka wychowania przedszkolnego. Prywatnie żona i mama 1.5 rocznego synka. Autorka bloga Houston, mamy dziecko!, na którym chętnie dzieli się swoją wiedzą i doświadczeniem.